środa, 6 listopada 2013

ukochana moja

Choć książki nie ocenia się po okładce, to piękna okładka potrafi zdziałać cuda. Po tę pozycję sięgnęłam właśnie ze względu na przepiękną, cukierkową, a mimo to nie kiczowatą, szatę graficzną. Najpierw zakochałam się w okładce, póżniej w uroczym blurbrze, a na koniec w treści i ukrytych
w niej przepisach. Tak więc muszę przyznać, oceniłam tę książkę po okładce i nie żałuję! 


      Spotkajmy się w kawiarni Jenny Colgan
to powieść pełna emocji. Od miłości, strachu, samotności, po radość, wstyd, jeszcze więcej strachu
i jeszcze więcej miłości. Główna bohaterka, to po trosze każda z nas - kobiet. Na całe szczeście nieidealna,
z kaprysami, brakiem pewności siebie i biodrami.
 Jej wyjątkowość polega na tym, że mimo ogromnego lęku, zaciska zęby i idzie po swoje. Choć nie raz popełnia błędy i doprowadza ją to do częstych wybuchów płaczu (co doskonale rozumiem), to Issy się nie poddaje, na szczęście. 

      Nie lubię zbyt dużo zdradzać o książkach, bo każdy czytelnik to odmienna interpretacja, zupełnie innych intencji autora - jasna sprawa.Mimo to, 
Spotkajmy się w kawiarni, podbiła moje serce.
 Nie tylko dlatego, że w powieści ktoś spełnił moje marzenie, że uwielbiam żarty z za chudych kobiet,
 i że nie rozumiem braku miłości do słodyczy, ale także dlatego, że to przyjemna i lekka opowieść. Autorka nie udaje, że pisze dzieło niezwykle głebokie i trudne, nie używa napuszonego słownictwa i nie stara się nas przekonać, że jest autorką wymagającą i tylko dla inteligencji. Nie.


 Jenny Colgan napisała przyjemną historię, którą czyta się z ogromnym apetytem na więcej. Warto spróbować ;)


Mocno pomarańczowe babeczki i ciacho gruszkowe, to tylko początek przepisów zaczerpniętych z tej książki. Postaram się zaprezentować Wam każdy pomysł na słodkości według Izzy. Ale póki co, moja kuchnia nie istnieje. Więc zaszalejemy po remoncie!