sobota, 17 sierpnia 2013

Nie zawsze jest tak słodko...

tym bardziej, gdy chwytamy po rzecz z drugiej ręki. 



Jeśli widząc na okładce nazwisko - Fabicka- pierwsze co przychodzi Wam do głowy, to:" biorę! oczywiście!", a zaraz po tym:" oj, jeszcze raz przeczytam Rudolfa." To możemy sobie przybić piątki. Tak było i tym razem. Choć ten raz, miał miejsce około marca... Ale licencjat, maj, wielkie grillowanie, itd. Trochę to trwało, ale się udało.

Fabicka, moja ukochana autorka przełomu gym/liceum. 
W mojej klasie bez trudu odnalazłam Rudolfa, a nie raz Rudolf był jakby trochę mną. No bo, Szalone życie Rudolfa, Świńskim truchtem, Seks i inne przykrości i Tango ortodonto, sprawiły, że było jak było, a ja myślałam jak myślałam i wiedziałam, czego na pewno w życiu nie chcę. Nie ma się więc czemu dziwić, że gdy w księgarni, na półce, u schyłku studiów, zasiadła mi przed oczyma Fabicka, kupiłam. Tym bardziej, że kurzyła się mojej komodzie niekrótko, ustępując miejsca Schmittowi, a ja czułam, że jestem jej winna kolejne spotkanie. Co więcej, do zakupu zachęciła mnie, przemawiająca z okładki Agnieszka Holland.

Niestety... choć nigdy mi się to nie zdarzyło, tym razem miałam dwa podejścia do lektury. Pierwsza próba zmierzenia się z SecondHand'em nie wypaliła. Nie mogłam przebrnąć przez zagmatwaną, niechronologiczną fabułę, mnogość postaci i dziwacznych historii. Jednak, za drugim razem poszło lepiej. Mama zawsze mi powtarza, że jak dziecko nie rozumiesz, to przeczytaj jeszcze raz. No i popatrz, tym razem miała rację. Losy bohaterów zaczęły mnie ciekawić, żałowałam ich, martwiłam się i miałam ochotę pomóc. Jednak po około 200 stronach mrocznych, łzawych i okrutnych historii, które podobno miały być też zabawne, zaczęłam bardzo męczyć się kolejnymi porcjami smutku i straconych nadziei. Jasne, nie wszystkim żyje się kolorowo, taka historia za pewne nie raz się zdarzyła... ale jakoś nie pomagało mi to w batalii z SecondHand'em. Gdy już, już myślałam, że nie jest źle, a nawet ciekawie i właściwie lekko śmiesznie, dopadło mnie zakończenie, o którym nawet szkoda gadać.

I tak, moja miłość do Fabickiej umarła. Choć zawsze myślałam, że trafnie lokuję swe uczucia, to tym razem rozstanie było niczym cios obuchem w łeb. Nie polecam.
(mimo zachwalających recenzji, świetnej historii z Polski B., które ukazały się chyba w każdej babskiej gazecie)



Jakby nie było, jeść trzeba!

Po przeczytaniu SecendHand'u nie byłam w stanie zrobić niczego słodkiego i  oszałamiająco ślicznego. Dlatego postawiłam na wytrawny smak i jak się okazało, wyjątkowo męską wersję muffin - z serem i z szynką.


made by Karola
SUCHE - 2 szklanki mąki, 1/2 szklanki krupczatki, łyżeczka sody, łyżeczka proszku do pieczenia, łyżeczka ziół i szczypta soli

MOKRE - 1 szklanka mleka, 1/2 szklanki kefiru, 3 jajka

suche do suchego, mokre do mokrego i suche do mokrego

Żółty ser i szynkę kroimy w niewielką kostkę, jeśli mamy ochotę dodajemy też ulubione warzywa - ja nie miałam - i delikatnie łączymy z masą. Na wierzchu posypujemy prażoną cebulką. 
Pieczemy 25 minut w 180 stopniach. Idealnie pasują do kremu z papryki :)
SMACZNEGO

made by Karola



poniedziałek, 12 sierpnia 2013

ananasowelove

Po ostatniej, jakże udanej ;), przygodzie z ananasem, postanowiłam, że ta znajomość tak szybko się nie zakończy. Tym bardziej, że owoce lata, to najwspanialsze owoce, a ich czas powoli dobiega końca. Truskawki wyszły, a jak już się trafią, to w świetnej cenie 12 zł. za 100 g. Malin to nawet za stówę nie dostaniesz, a jagody... jakoś ominęły mnie ich odwiedziny. Ale za to wciąż są ananasy! I mowa tu o tych świeżych, raniących ręce z ostrymi liśćmi, broniącymi złotego skarbu niczym wojenne miecze. Pewnie, są też te z puszki, ale chyba nie muszę o nich wspominać - w sierpniu?!

made by Karola


Tym razem postawiła na coś bardziej eleganckiego, do czego przydaje się mikser, a zjedzenie całej blaszki do jednej kawki, budzi w nas okropne poczucie winy, z którym nie poradziłaby sobie nawet Ewa Ch. Ale, trzeba zadać sobie jedno podstawowe pytanie - wolisz zapach potu na siłowni, czy aromat wanilii w wygodnym fotelu?
no właśnie...

Zapraszam - w roli głównej ananasowe babeczki z ricottą <3


made by Karola

1/2 kostki miękkiego masła
3/4 szklani cukru trzcinowego
3/4 szklanki mąki pszennej
1 łyżeczka sody 
3 jajka
jeden jogurt ananasowy light
ananas pokrojony w kostkę                                                               


Masło należy utrzeć z cukrem, dodać mąkę, sodę, jajka i na końcu jogurt.
Gdy już dobierzesz się do ananasa, pokrój go w kostkę, a kawałeczki odsącz na ręczniku papierowym i obtocz w mące, aby nie puszczały soku. Na podaną ilość składników najlepiej użyć 2 szklanek owoców. Dodaj ananasa do ciasta i delikatnie wymieszaj. Masę przekładamy do papilotek.
Pieczemy 20 minut w 180 stopniach. 

na krem:

jedno opakowanie serka ricotta light ;)
1/4 szklanki cukru pudru

szczypta pudru waniliowego
Składniki zmiksuj i odstaw do lodówki na kilka minut.

Na ostudzone babeczki nakładamy krem.

made by Karola
   




Ananas zachwycił mnie na tyle, ze postanowiłam zaryzykować i choć raz samodzielnie wykonać ciasto francuskie!
Zrobiłam, choć trwało to 2 dni. Co gorsza większa część ciasta się spaliła, ponieważ była zbyt cienka. Mimo to, udało mi się wyczarować kilka samodzielnych kieszonek  z ciasta francuskiego, wypełnionych ananasem!

a oto przepis- 

200 ml zimnej wody
14 g (1 łyżka) miałkiej soli
500 g dobrej jakości masła o temperaturze pokojowej
150 g mąki krupczatki
250 g mąki pszennej


Wodę wlać do szklanki, dodać sól i mieszać, aż sól się rozpuści. W rondelku roztopić 75 g masła na wolnym ogniu. Obydwie mąki wsypać do miski. Dodać posoloną wodę, roztopione masło i zagnieść ciasto.Uformować kulę, spłaszczyć dłonią, zawinąć w folię i wstawić do lodówki na 2 godziny.Pozostałe masło pokroić na małe kawałki, włożyć do miski i utrzeć na gładką masę. Utarte masło włożyć między 2 warstwy folii spożywczej lub papieru do pieczenia. Rozwałkować na prostokąt grubości 2 cm i wstawić do lodówki. Ciasto wyjąć z lodówki. Stolnicę lekko oprószyć mąką, położyć ciasto i, tocząc wałek w jednym kierunku, rozwałkować na kwadratowy placek grubości około 2 cm (lub cieniej), tak by środek był grubszy niż boki. Na środku rozłożyć schłodzone masło, tak by rogi znajdowały się pośrodku boków ciasta. Rogi ciasta połączyć nad masłem, formując kopertę, i zlepić ciasto na złączeniach, aby nie wydostawało się na zewnątrz podczas wałkowania.Ciasto z masłem wewnątrz rozwałkować na prostokąt długości 3 x większej niż szerokość. Ciasto złożyć na 3 części, formując prostokąt. Wstawić do lodówki na 2 godziny.Ciasto wyjąć z lodówki, obrócić o 90°, rozwałkować na prostokąt, tak jak w punkcie 6. Złożyć na 3 części i wstawić do lodówki na co najmniej godzinę. W ten sposób, tocząc wałek w jednym kierunku, rozwałkowywać i składać ciasto 6 razy, za każdym razem wstawiając je do lodówki na 2 godziny. Po każdym schłodzeniu ciasto należy wałkować na stolnicy posypanej cienką warstwą mąki, aby nie przywierało. Muszę przyznać, że nie trzymałam się sztywno wyznaczonego czasu chłodzenia. Po 4 z kolei wałkowaniu zastała mnie noc, więc dokończyłam rano :). Nie miało to jednak wpływu na jego jakość. Ciasto przed pieczeniem rozwałkowujemy na grubość około 3 - 5 mm, w zależności od upodobania. Pieczemy w temperaturze 200°C przez około 13 - 15 minut. 
 http://www.mojewypieki.com/przepis/ciasto-francuskie---krok-po-kroku

made by Karola




czwartek, 1 sierpnia 2013

Bikini time!

made by Karola


Od kiedy nad Bałtykiem panuje iście śródziemnomorska aura, czuję się jak ryba w wodzie - dosłownie! Bardzo cieszy mnie fakt, że od morskiej plaży dzieli mnie jedynie 50 km. Pozwala to na bardziej i mniej spontaniczne wypady nad morze, z których korzystam jak mogę, zarówno z tych krótkich i tych dłuższych. Z radością chwytam każdą dawkę słońca. Tym bardziej, że to dopiero wstęp do prawdziwego plażowania i opalania, na które czekam cierpliwie, choć nie raz już truchtałam w miejscu z radości!!! Chorwa czeka,a ja przygotowuje się na tygodniowe szaleństwo. Powoli też brązowieje, co w moim przypadku jest nie lada wyczynem. Buzi nie opaliłam od 1975, więc sami rozumiecie. 

Jest jeszcze coś, co łapie mnie co roku za nogi (a właściwie za włosy) i do października nie puszcza. Jak tylko temperatury rosną nudzę się swoją fryzurą i próbuje czegoś nowego. W tym roku nie jest inaczej!

made by Karola


Błogie lenistwo i upały za oknem nie sprawiają jednak, że rezygnuję z podwyższania temperatury w kuchni za sprawą piekarnika :) Zakasuję rękawy i aż palę się do pracy. Aby sprostać wymogom stawianym przez pogodę, wybieram lekkie muffiny z duuużą ilością owoców i warzyw. 

Na stół zapraszam wielozbożowe muffiny marchewkowe z ananasem! 


LECIMY:                                                                                
made by Karola


suche - 
1 szklanka mąki                                                           
3/4 szklanki mąki pełnoziarnistej
1/4 szklanki krupczatki
3/4 szklanki brązowego cukru
1/4 szklanki otrębów
2 łyżeczki sody
2 łyżeczki cynamonu
szczypta soli
made by Karola

mokre-
2 duże jajka
3/4 szklanki oleju
2 łyżeczki zapachu waniliowego

owocowo-warzywnie
4-6 niedużych, słodkich marchewek
4-6 plastrów ananasa (najlepiej świeżego, ale z puchy też ujdzie)


made by Karola
Na początek bez szaleństw - suche do suchego, mokre do mokrego i suche do mokrego. Mieszamy delikatnie widelcem, uzyskując gęstą, lepką masę. Dodajemy marchewkę i ananasa i delikatnie wszystko łączymy.
Dajemy im 20 minut w piecu, w 180 stopniach. Ananas zbrązowieje, ale tak ma być. Nie jest spalony, a jedynie bosko zarumieniony. 





made by Karola
made by Karola


Skoro wakacje, to przedstawiam także swoją wesołą twórczość. Od pewnego czasu po głowie chodzi mi pewna myśl. Decyzja wymaga jednak 100 % pewności, dojrzałości i kilku innych podobnych pierdół ;) Dlatego póki co mam koszulkę, a co!