środa, 25 września 2013

Lek na wszystko

czyli Panaceum!

Gdy mowa o  Stevenie Soderbergh'u, oczywistym jest plejada gwiazd 
i komercyjny sukces. Ale co najważniejsze, nie wyklucza to świetnego kina.  




Panaceum to zaskakująca, trzymająca w napięciu i przejmująca historia. Ponad to, reżyser nie chwyta po tanie środki i o oczywiste emocje, nie tworzy jednoznacznych bohaterów, nie podaje nam na tacy rozwiązań. Wręcz odwrotnie. Zwroty akcji, przy jednoczesnej jasności sytuacji, podnoszą ciśnienie i nie pozwalają oderwać wzorku od ekranu. 

Sprzyjają temu także aktorzy, a Ci, dobrani wyśmienicie, nie zawiedli. Rooney Mara, która na przemian jest dla mnie piękna i przeciętna, okazuje się równie zmienną
i zaskakującą postacią. Jude Law, którego osobiście doceniłam za postać Wilsona
w Sherlocku, po raz kolejny udowadnia, że nie jest stworzony do grania amantów. I na koniec, niesamowita Catherine Zeta-Jones. Choć do tej pory, wcale nie miałam o niej takiego zdania. 

Zdjęcia podtrzymują klimat całego obrazu. Już pierwsza scena, ukazuje zakrwawioną podłogę w pustym mieszkaniu. Wyjaśnienie znajdziemy jednak dużo później. Muzyka w filmie niemal hipnotyzuje. Dodatkowy efekt nadają chwile ciszy, które pozornie nie uspokajają akcji, a podnoszą napięcie. 


Nie chcę zdradzać, zbyt mocno oceniać, ani próbować zrecenzować.
Na pewno natomiast - polecam.







1 komentarz :

  1. No no, muszę obejrzeć w takim razie, widzę, że moje klimaty.

    Również trzymam kciuki za Twój nowy start i życzę sukcesów w Pzn! :)

    OdpowiedzUsuń